Ekologia do śmietnika?

Czasem słyszysz coś lub czytasz i jedyne, co potrafisz po tym powiedzieć, to „CO????!!!!!” (lepiej brzmi po angielsku, ale jesteśmy w Polsce) 🙂 Zdarzyło mi się to ostatnio, kiedy natknęłam się w sieci na bardzo stary (co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało 😉 ) artykuł Derricka Jensena w Orion Magazine, największym amerykańskim magazynie poświęconym ochronie środowiska, zatytułowany „Zapomnij o krótkich prysznicach”.

Zacznę od paru przykładów.

Za globalne ocieplenie spowodowane nadmierną emisją dwutlenku węgla do atmosfery w zdecydowanej większości odpowiada światowa produkcja (czegokolwiek), lecz to nam, szarym zjadaczom chleba, zaleca się energooszczędne żarówki, pompowanie opon (żeby zmniejszyć spalanie), jeżdżenie o połowę wolniej i wiele innych wyrzeczeń zmierzających do ograniczenia emisji, które pokazuje film „Niewygodna prawda” (wykład Ala Gore’a na temat globalnego ocieplenia). Prawda jest jednak taka – pisze Jensen – że gdyby 100% Amerykanów nagle zastosowało się do wszystkich zaleceń z Gore’a, emisja CO2 zmalałaby o 22%, ale… tylko w USA. Tymczasem według naukowców musiałaby spaść o 75%, ale na całym świecie!

Oszczędzanie wody. Tak często słyszymy, że znikają światowe zasoby wody. Ludzie umierają. Rzeki wysychają. Dlatego powinniśmy brać krótsze prysznice. „Widzicie te dysonans? – pyta Jensen. – Dlatego, że biorę prysznic, jestem odpowiedzialny za zanikanie wodonośnych? No, nie”. Prawda jest taka, że 90% wody zużywanej przez ludzi stosowane jest w rolnictwie i przemyśle. Pozostałe 10% dzielą między siebie miasta i osoby indywidualne. Co więcej – ludzie żyjący w miastach zużywają tyle samwody co miejskie pola golfowe (!!!) Wniosek? To nie pojedynczy ludzie są odpowiedzialni za problemy wodne. Ani nawet wszystkie osoby prywatne na świecie razem wzięte :/

Energia. Zużycie energii przez osoby indywidualne, zarówno w celach mieszkalnych, samochodach prywatnych i podobnych, nigdy nie jest większa niż 1/4 całej konsumpcji. Reszta energii idzie na cele komercyjne, przemysłowe, korporacyjne, rolnicze i rządowe. A więc nawet gdybyśmy wszyscy zaczęli jeździć rowerami i palić drewnem w piecach, miałoby to znikomy wpływ na zużycie energii, globalne ocieplenie i zanieczyszczenia atmosferyczne.

Śmieci. Miejskie odpady w USA to zaledwie 3% wszystkich odpadów produkowanych w tym kraju. Dacie wiarę? Tak więc jeśli przeciętny Kowalski (to nazwisko w USA też występuje, więc mogę go użyć) będzie segregował wszystko, zawsze stosował szmaciane torby, naprawiał swój toster, nosił tenisówki tak długo, aż zrobią się dziury na palcach, to i tak zdecydowanie za mało. A właściwie tyle co nic.

Tymczasem to właśnie my – osoby indywidualne – jesteśmy bombardowani hasłami: „oszczędzaj wodę”, „segreguj odpady”, „oddawaj makulaturę”, „kupuj energooszczędne żarówki”, „zużywaj mniej światła”, „jeździj wolniej”…

można by tak długo wymieniać. I nas się w pewnym sensie obwinia za brak takich działań. Rządy i samorządy  każą więcej płacić za odbiór odpadów tym, którzy ich nie segregują. Rządy i samorządy każą płacić więcej za wodę. Rządy i samorządy Kowalskiego, który ma kaflowy piec i pali w nim węglem, robią winowajcą niskiej emisji i powstawania smogu. Tymczasem, jak wynika ze statystyk podawanych w Orion Magazine, nawet gdyby każdy przeciętny Kowalski czy Smith na świecie robił wszystko, co może jeden człowiek w kwestii ograniczania emisji – absolutnie nie załatwia to niczego!

Rozumiecie teraz moje zdziwienie i zdenerwowanie? Jak to? To ja tutaj nawołuję do oszczędzania, czego się da. To ja piszę o domach z butelek, papierach z odchodów zwierząt itp. itd.

Zachęcam do recyklingu w imię dobra Ziemi, a tak naprawdę nie ma to na to dobro niemal żadnego wpływu.

Co więcej – tych, którzy tego nie robią, piętnujemy (ja też). Ale nie piętnujemy elektrowni (bo mamy z nich prąd), nie piętnujemy fabryk produkujących żarówki (bo mamy energooszczędne), nie piętnujemy producentów samochodów ani dostawców paliw (bo dzięki nim się wygodnie przemieszczamy). Długo można wymieniać.

O co więc chodzi z tą całą ekologią? Przyznam, że przez chwilę – czytając artykuł Jensena – miałam wątpliwości, czy to w ogóle ma sens. Ale wiecie co? Ma. Bo każda duża rewolucja zaczyna się od małych ruchów. Gdybyśmy na ten temat milczeli, nie dawali przykładów dobrych zachowań, jakie szanse miałaby ludzkość i w ogóle natura w całkowicie zindustrializowanym świecie? Żadne.

PS Ale wkurzona nadal jestem 😉

Udostępnij
Przypnij
Szepnij
KOMENTARZE

Co myślisz o artykule?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *