la-

Uwaga! Ekologia jest zaraźliwa ;)

In this Article

Share

W Polsce rozpowszechnia się moda na bycie eko. Fajnie. Zgodnie z tym, o czym pisałam ostatnio a propos Niemców, oznacza to osiągnięcie pewnego stopnia ucywilizowania. Zaczynamy czytać etykiety produktów spożywczych, składy kosmetyków i metki ubrań, które kupujemy. Coraz częściej zwracamy uwagę na to, czy dany produkt ma jakiś certyfikat potwierdzający ekologiczne podejście producenta. Zauważyłam, że to ciekawy proces, a pokażę Wam go na własnym skromnym przykładzie 😉

Zanim nauczyłam się od Niemców, że ekologia jest bardzo ważna, a produkty, przy których wytworzeniu dołożono wszelkich starań, aby były nie tylko przyjazne dla środowiska, ale też zdrowe dla człowieka – lepsze niż te, przy których tworzeniu tego nie zrobiono, żyłam w błogiej nieświadomości nawet tego, że od dziecka mogę cierpieć na łagodną formę nietolerancji laktozy. Potem był ten mój niemiecki uniwerek, a potem – rosnące z roku na rok zainteresowanie poznanymi tam zachowaniami w Polsce. Swego czasu sama z siebie śmiałam się nawet, że jestem dziennikarką od śmieci, ścieków, segregacji itd., mimo że pisałam także na inne tematy. Ale

w tych „śmieciowych” i eko czułam się specjalistką. No, taką domorosłą, ale jednak 😉

Potem moja córka, fanka „Wiem, co jem” Katarzyny Bosackiej, wyrzucała mi z kosza na zakupach wszelkie produkty zawierające jakieś podejrzane konserwanty i inne substancje, których Bosacka stanowczo zakazywała w kuchni. Pamiętacie? Pisałam o tym na początku istnienia tego bloga. Zaczęłam więc zwracać baczniejszą uwagę także na to, co wrzucam do garnka, zwłaszcza że moje dziecko zabroniło mi także kupować jaj, których nie zniosły szczęśliwe kury 😉

Aż wreszcie pojawiło się Resibo. A z nim – dziewczyny zafiksowane podobnie jak ja, niektóre nawet (jak Dobrusia) mocno zaawansowane w „dietologii”, dobroczynnej roli roślin w naszym codziennym żywieniu, weganizmie itd. Nie wspominając o Ewelinie, która stworzyła ekologiczne kosmetyki w ekologicznych, mających cudowne drugie życie opakowaniach.

Wciągałam więc tej ekologii ciągle więcej i więcej. A jak się tak nawciągałam, to sama zaczęłam ją zupełnie niechcący rozprzestrzeniać.

Pojawiła się Jadłonomia i wegańskie potrawy, które w niczym nie ustępują innym, pojawiło się uważniejsze używanie nie tylko kosmetyków do pielęgnacji twarzy (jak Resibo), ale też pozostałych kosmetyków i detergentów. Zaczęło się czytanie składów nie tylko etykiet spożywczych, ale też INCI w kosmetykach i metek na ubraniach.

Włączyło się stałe myślenie o czymś, co Anglicy nazywają jednym ładnym słowem „sustainability” – zrównoważony rozwój.

Ale najfajniejsze jest to, co stało się potem. To ja – zupełnie niechcący – zaczęłam rozsiewać wśród moich przyjaciół tę ideę zrównoważonego rozwoju. Bo jak się nie podzielić świadomością, że producenci kosmetyków pakują w naszą skórę tyle chemii, że i tablica Mendelejewa ledwie by to pomieściła? Albo przepisem na wegański smalec z fasoli, który jedząc – jeśli nikt Ci nie powie, że to z fasoli – będziesz pewny, że jest prawdziwym smalcem. I wiecie, co jeszcze jest fajne? Że to wszystko jest TAKIE PROSTE! Nie wymaga żadnych wyrzeczeń. Tylko otwartej głowy i myślenia trochę szerzej o naszym ciele i o miejscu, w którym ono na co dzień funkcjonuje.

PS Nadal nie zostałam weganką 😀 Ryby i owoce morza to jedna z większych słabości mojego życia. Ale tej zdrowej! 😉

Recommended from Shop

A clean learning space will help facilitate your kids’ learning abilities. Following these methods will certainly help make your kid’s learning space better and cleaner.

Pin to board
Share on facebook
No more posts to show, explore other topics: